Agu Lu Manufaktura – wywiad

Dziś porozmawiamy z Panią Agnieszką Badyłą, która prowadzi butik Agu Lu Manufaktura. Pani Agnieszka na co dzień mieszka w Lublinie, tam też w zaciszu swojego domu tworzy prawdziwe cuda! Nie lubi bezczynności, jak sama określa ma zespół „niespokojnych rąk”. Jej cechą jest cierpliwość, gdyż niektóre projekty wymagają nawet kilkunastu godzin pracy. Skupia się na dopracowaniu każdego szczegółu. Poza tym jest ciekawa świata i energiczna, nigdy się nie poddaje i lubi nowe wyzwania!

 

Artyferia: Nasi czytelnicy na pewno chcieliby się dowiedzieć jak zaczęła się Twoja przygoda, jaki produkt powstał jako pierwszy i czy było to kwestią przypadku?

Agnieszka: Dość długo szukałam swojej dziedziny. Próbowałam malowania, decoupagu, mix-mediów, renowacji mebli, Powertexu, robienia mydeł i świec, filcowania, szycia i wreszcie szydełkowania i robienia na drutach. Jak już wspomniałam, nie umiem usiedzieć w jednym miejscu i lubię próbować nowych rzeczy. Jako główną działalność wybrałam właśnie dzierganie, które daje mnóstwo możliwości – dywany, pufy, torebki, chusty czy czapki. Jednak wciąż rysuję, maluję i odlewam świece. Sprawia mi to ogromną przyjemność.

Artyferia: Czy będąc dzieckiem zawsze marzyłaś o zawodzie związanym z tworzeniem/rękodziełem?

Agnieszka: Jako dziecko myślałam o zawodzie związanym z ciągłym rozwijaniem się, uczeniem, tworzeniem czegoś nowego. Myślę, że rękodzieło spełnia te warunki. Oprócz swojej działalności pracuję też zawodowo jako nauczyciel, więc wciąż zdobywam nową wiedzę i umiejętności, czyli cały czas robię to, co lubię. Jestem szczęściarą!

Artyferia: Przygoda z rękodziełem, ma często trudne początki, wymaga wiele cierpliwości i samozaparcia. Powiedz jak w Twoim przypadku wyglądała ta droga, z pewnością ważne jest także wsparcie bliskich?

Agnieszka: Samo tworzenie nie jest trudne, wyzwania pojawiają się później, gdy chcesz otworzyć firmę i sprzedawać zrobione przez siebie rzeczy. Musiałam zacząć myśleć o księgowości, marketingu, nauczyć się fotografii produktowej, ogarnąć socialmedia. Najtrudniejsze jest połączenie twórczej duszy z obowiązkami przedsiębiorcy, wciąż się tego uczę. Moi bliscy są bardzo wyrozumiali, wiedzą, że wręcz muszę wciąż coś tworzyć i nie mają pretensji, że mam niewiele czasu. Tolerują też moją wielką pracownię i magazyn, a koty wręcz uwielbiają pudełka, po których mogą skakać.

Artyferia: Tak, wiele osób nie zdaje sobie sprawy że prowadzenie butiku to nie tylko tworzenie, ale również masa innych obowiązków. Co klienci mogą zakupić w butiku Agu Lu Manufaktura, opowiedz nam pokrótce o pracach które tworzysz?

Agnieszka: Zaczęłam od moich ulubionych, wielkich projektów, czyli dywanów, puf, poduch i koszy ze sznurka bawełnianego. Uwielbiam wnętrza, które mają duszę, nie mam nic przeciwko meblom z Ikei, ale lubię je łączyć z czymś niepowtarzalnym, a do tego ciepłym i milutkim. Później pojawiły się szydełkowe, wielokolorowe chusty, które okazały się hitem. Potem torebki, od malutkich po wielkie, z dziewięciomilimetrowego sznura, każda inna, więc ich projektowanie sprawia mi sporo frajdy. Lubię też ręczne szycie, więc w sklepie mam maskotki, głównie z włoskiego filcu w pięknych kolorach i wzorach. Myślę, że to jeszcze nie koniec, zobaczymy co mi dalej zagra w duszy.

Artyferia: Mam wrażenie że produkty szydełkowe i tworzone na drutach przeżywają dziś prawdziwe odrodzenie, pewnie się ze mną zgodzisz?

Agnieszka: Oczywiście! Pojawiły się nowe, wspaniałe włóczki, sznurki i przędze, niedostępne w czasach naszych Mam i Babć, ale techniki, które wykorzystujemy nie zmieniły się aż tak bardzo. Cieszę się, że po zachłyśnięciu się modnymi, światowymi markami produkowanymi na masową skalę wracamy do zachwytu nad tym, co tworzone jest rękami, z sercem, z dbałością o jakość materiałów i wykończenia. Nie jest nam już wszystko jedno skąd pochodzi nasz szal czy zabawka naszego dziecka. Myślę, że skończyły się czasy różowego plastiku, najtańszych, sztucznych materiałów i rzeczy „ze sztancy”, każdy poszukuje swojego stylu i doskonałej jakości.

Artyferia: Święte słowa! Oferujesz dość szeroki asortyment. Który spośród wszystkich produktów, lubisz tworzyć najbardziej, a co sprawia Ci najwięcej trudności?

Agnieszka: Najbardziej lubię ogromne projekty, jak dywany czy pufy. Wymagają dużych ilości materiałów i pracy, nie mogę zabrać takiej robótki w podróż, ale efekt zawsze mnie zachwyca. Dwie ręce, szydełko albo druty i powstaje mebel albo dwumetrowy dywan, na którym można wygodnie poleżeć, to dla mnie trochę magiczne. Projektowanie torebek również jest dla mnie przygodą – każda jest inna, dobieram do nich wszywane podszewki, zapięcia, guziczki, rączki, paski czy zawieszki, przy tym nie można się nudzić. Z kolei odpoczywam przy chustach, monotonia ich tworzenia (ciągłe powtarzanie tego samego zestawu splotów) pozwala mi odpocząć, wyciszyć się. A najwięcej trudności sprawia mi robienie zdjęć. Szczególnie duże rzeczy ciężko dobrze wyeksponować no i zawsze walczę o dobre, naturalne światło, co jest szczególnie trudne w zimie.

Artyferia: Który rodzaj produktów w tym momencie cieszy się największym zainteresowaniem Twoich klientów?

Agnieszka: Pewnie przez porę roku obecnie sprzedaję najwięcej chust. Są duże, wielokolorowe, proste w formie ale bardzo efektowne. Pasują nie tylko do eleganckich płaszczy ale i do casualowych stylizacji, ja noszę biało-szaro-różową neonową chustę do sportowej kurtki i wygląda to świetnie. Każdy znajdzie kolory dla siebie czy dla kogoś bliskiego, myślę, że to wspaniały prezent dla kobiety w każdym wieku, zresztą Klienci zaznaczają czasami, że chusta ma być upominkiem, więc tym staranniej ją pakuję.

Artyferia: Twoje ulubione narzędzie pracy, szydełko czy druty – co wygrywa?

Agnieszka: Remis! Jeśli bolą mnie ręce od drutów (największe dywany potrafią ważyć nawet kilkanaście kilogramów) zmieniam je na szydełko, a jeśli i tego mam dość biorę się za igłę. Ciekawostka – czasem używam jednego druta i szydełka jednocześnie, np. przy robieniu pasków do torebek, więc nie trzeba wybierać.

Artyferia: Niesamowite! Oczarowały mnie przepiękne pufy, zdradź nam ile czasu potrzeba na wykonanie tak dużego projektu?

Agnieszka: Sam wierzch ze sznurka bawełnianego to około pięciu godzin dziergania. Potem szyję podszewkę, którą napełniam kulką styropianową, to żmudne zajęcie i potrzebna mi jest pomoc drugiej osoby, bo pufy są naprawdę duże a ich wnętrza trzeba dobrze „upchać”, żeby były wygodne do siedzenia dla dorosłej osoby. Potem już tylko przyszycie manufakturowego guziczka i sesja fotograficzna.

Artyferia: Czy powiesz nam nad czym aktualnie pracujesz?

Agnieszka: Jak zwykle nad kilkoma projektami jednocześnie. Powstaje kolekcja czapek i szali, choć swoją premierę będzie miała pewnie dopiero na jesień, lubię kiedy moje Klientki mają duży wybór kolorów i wzorów. Robię też koszyczki wielkanocne i projektuję torebki-kopertówki na wyjścia małe i duże. Będzie wiosennie i kolorowo!

Artyferia: Ostatnio w butiku pojawiły się także zawieszki sojowe, czyli zupełnie odmienny rodzaj produktów, czy jest to zapowiedź nowej kategorii z którą zamierzasz rozbudować?

Agnieszka: Badam grunt, zawieszki powstały jako typowo świąteczny produkt, idealny na prezent. Bliżej Wielkanocy pojawią się ręcznie odlewane i malowane świece. Jak już wspomniałam, zajmuję się wieloma dziedzinami twórczości czy rękodzieła, więc nie wykluczam zmiany „branży”, albo przynajmniej rozszerzenia obecnej działalności.

Artyferia: Czy zdarzają Ci się chwile zwątpienia, braku motywacji, kiedy nie wszystko idzie zgodnie z planem? Jaki masz sposób na to sposób?

Agnieszka: Szczerze mówiąc zwątpienie dopada mnie bardzo rzadko, lubię to, co robię i ciężko wyobrazić mi sobie, że z tego rezygnuję. Częściej muszę radzić sobie ze zmęczeniem, ale i na to mam sposób – zmiana aktywności, czyli odkładam szydełko i biegnę po pędzle, by pomalować świece.

Artyferia: Na koniec opowiedz o planach na przyszłość związanych z butikiem, czy jest np. coś o czym od dłuższego czasu marzysz aby wprowadzić?

Agnieszka: Planuję wprowadzenie oferty dla zwierzaków – legowiska oraz zabawki dla psów i kotów. Moje koty uwielbiają swoje sznurkowe koszyczki, i kolorowe pompony do zabawy, więc mam nadzieję, że spodobają się też innym milusińskim i ich Właścicielom. Nie ukrywam, że wciąż kuszą mnie kolejne techniki, jak wykonywanie świec, zawieszek zapachowych czy malowanie akwarelami. Wiem, że moja marka kojarzy się już z dzierganiem, więc poszerzanie oferty może być ryzykowne, ale do odważnych świat należy.

Oczywiście! Tego Ci z całego serca życzymy. Bardzo dziękujemy za rozmowę i poświęcony czas. Naszych czytelników już teraz zapraszamy do zapoznania się z ofertą butiku Agu Lu Manufaktura

3 thoughts on “Agu Lu Manufaktura – wywiad”

  1. Jestem stałym odbiorcą Agnieszki . Z niewielką przerwą . Jeszcze nie znudziły mi się poprzednie projekty . Pokrowiec na pufy , dywaniki , narzuta , świece i mydełka .
    Polecam z całego Serca

  2. Agnieszkę poznałam kilka lat temu, kiedy zaczynałam przygodę z Instagramem, jako osoba po 50-ce. Agulu była jedyną osobą, która pomagała mi zrozumieć ten instagramowy świat – z sympatią, cierpliwością i wielką pogodą ducha. Jest w niej wielkie serce i piękna dusza. Jestem pewna, że rękodzieło ma trochę niewyjaśnionej magii w sobie – osobowość i dusza twórcy przechodzą na jego dzieła – więc w tym, co tworzy Agulu, znajdziecie ciepło, piękno i pozytywną energię. Polecam.

Dodaj komentarz